poniedziałek, 1 czerwca 2015

Ducha radości

Nie wiem, czy mieliście kiedyś tak, że bardzo chcieliście coś zrobić, coś powiedzieć, wykonać pewną rzecz, ale tak mocno brakowało Wam odwagi? Gdy mieliście ochotę się przytulić, ale wewnętrzny dorosły mówił: "jesteś niepoważny" albo, co gorsza, "nie masz prawa okazywać swoich uczuć"? Gdy w sercu pojawił się moment niesamowitej radości - że gdybyś mógł, to zaśmiałbyś się w głos na cały świat, ale... ale "coś" ci mówiło, że nie wypada, bo co powiedzą inni...?  

Jeśli nigdy tak nie miałeś, mogę Ci powiedzieć, że podziwiam. Naprawdę podziwiam. To oznacza, że kompletnie nie przejmujesz się opinią innych osób, jesteś zawsze i wszędzie sobą, żyjesz jedynie tak, jak chcesz - wolny od jakichkolwiek lęków i myśli "co powiedzą inni".

Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Boga. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, aby się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możecie wołać: "Abba, Ojcze". (Rz 8, 14-15)

Dość często słyszę ostatnio, że jestem takim "dużym dzieckiem". Przyznam, że jest to dla mnie największy komplement! Wiem, że niektórym osobom moje zachowanie może wydawać się "niepoważne", a przytulanie być oznaką dziecinności. Oczywiście, nie przytulam każdego i w każdym miejscu (nie wyobrażam sobie wtulić się w ramię pani profesor po zdanym egzaminie z teoretycznych podstaw edukacji - choć pewnie miałabym na to ochotę). I nie chodzi mi wcale o to, że mi "nie wypada" (bo tak naprawdę, co lub ktoś przesądza, że coś 'wypada' albo nie?), ale szczególnie o tę drugą osobę. Czuję się wolna w okazywaniu swoich emocji, ale czy Drugi też to tak odbiera? Czy nie jest to zagrożenie jego sfery komfortu? 

A może... on też czeka, aby go przytulić? Aby mu powiedzieć: jesteś dla mnie ważny lub zależy mi na tobie?

Wczoraj napisałam Przyjaciółce, że bardzo mocno potrzebuję obecności drugiego człowieka. Ostatnio widzę to coraz mocniej. Źle mi, gdy muszę przebywać sama w pokoju. Źle mi, gdy nie ma blisko mnie kogoś, na kim mi zależy. Gdy nie mogę kogoś przytulić, spojrzeć w oczy, uśmiechnąć się, objąć ramieniem. Zwyczajnie mi źle. 

Tu wcale nie chodzi o wielkie rzeczy, ale o świadomość bycia przy. Jestem dla kogoś, a Drugi jest dla mnie. Tak po prostu. Możemy jeść razem obiad (oj, jak lubię wspólne gotowanie!), ale możemy też pograć w ping-ponga czy porobić krzyżówki. Pouśmiechać się, powspominać, po... Nic wielkiego, nic spektakularnego.

Mam wrażenie, że niektórzy myślą, że miłość to coś oszałamiającego. Coraz mocniej dla mnie drugim jej imieniem jest Codzienność. Pani Codzienność, która notorycznie pokazuje, jak najlepiej przeżyć swoje życie.

Bo warto przeżyć je jak najlepiej. 

Parafrazując: nie otrzymałeś ducha niewoli, aby się znów pogrążyć w lęku, ale otrzymałeś ducha, w którym zostałeś dzieckiem Boga, do którego możesz krzyczeć: Ojcze, Tatusiu! 

Skoro tak, czy zawsze muszę być poważną panią Agatą? 

On zna moje serce i nie odwraca się, gdy wzywam Go,
kocha mnie pomimo tego że tak niewiele mogę Mu dać....

1 komentarz:

  1. Pod każdym wpisem umieszczasz jakiś Boży rytm - ogromnie mi się to podoba! Ja mogę słuchać pieśni/piosenek o Bogu godzinami! Tutaj zamieszczam link https://www.youtube.com/watch?v=p8iW4TtKFj4 Ja słucham już drugi dzień i jeszcze mi się nie znudziło! :D

    OdpowiedzUsuń