niedziela, 3 stycznia 2016

szczęście

Gdy oczy same kleją się ze zmęczenia. Gdy świadomość, że zrobiłeś coś dobrego daje ci poczucie spełnienia i prawdziwej radości - wskutek czego, pomimo mocnego zmęczenia, nie potrafisz zasnąć. Kiedy przed oczyma pojawia się obraz ludzi, których tak zwyczajnie, po prostu, pokochałeś. Gdy zrozumiałeś, że nie potrzeba wielu słów, wystarczy cicha obecność i trzymanie za rękę.

Jeśli ktoś zapyta mnie, czym jest dla mnie szczęście, chciałabym mu odpowiedzieć: spójrz w oczy Drugiego. Pocałuj tego, którego rzadko ktoś całuje. Dotknij ręki, która ciebie dotknąć nie potrafi - bo paraliż, bo wykręcenie, bo może tej ręki nawet nie ma... Spróbuj zanurzyć swoją dłoń w dłoni Drugiego, a jeśli to niemożliwe, dotknij twarzy naznaczonej cierpieniem. I nie oczekuj, że coś się stanie. Nie oczekuj, że ktoś odpowie ci uśmiechem.
Ale zdziw się...
bo życie jest piękne.

Kuba, lat dwadzieścia pięć. Wykręcona twarz, ręce, nogi. Paraliż. Po ludzku - przykro na niego patrzeć. Jego wygląd wzbudzić może jedynie żal. Można byłoby znienawidzić Boga za to - z pozoru - marne życie. Wózek, łóżko, cierpienie...
To w Jego oczach znalazłam Chrystusa - i to wcale nie jest żaden slogan. Nie wbudzał we mnie ani odrazy, ani współczucia. Kiedy patrzyłam w jego spragnione bliskości Boga oczy, gdy widziałam wzruszenie malujące się podczas Mszy świętej w ciemnych oczach... Zaprzyjaźniliśmy się. Zaczęliśmy porozumiewać bez słów. Uśmiech za uśmiech.
Kuba - pytałam - chcesz pić? Jeśli tak, uśmiechnij się... 
Potem miałam problem... Kubuś robił mnie w konia. Ciągle się uśmiechał. Był szczęśliwy.
Po prostu.

Na pytanie o chęć wypicia wody uśmiechał się lub zwyczajnie skinął głową. To znak, że można podać napój... oczywiście, przez słomkę. Pił wolno, przełykając ślinę raz za razem. W międzyczasie kolejny uśmiech. Rozbrajający, od ucha do ucha. 

Dzisiaj miałam dyżur nocny. Spałam pół godziny w pociągu (dlatego notka może być nieskładna, może ją jutro pozmieniam, może nie - nie wiem). Przychodziłam do pokoju Kuby. Miał jedną ze spokojniejszych nocy podczas tych kilku dni. Udało mu się przespać kilka godzin. W tym czasie uwielbiałam się na niego patrzeć. Po prostu. W myślach powtarzały się słowa, które tak mocno chciałam mu powiedzieć w dniu wyjazdu: kocham cię, zwyczajnie cię kocham.

Ale nie potrzebowałam mówić. Jego uśmiech zdradzał, że czuł się bezpiecznie.

Zapytałam, czy chce się za mnie pomodlić - a ja będę za niego. Bardzo mocno się uśmiechnął. Zgoda, umowa stoi. Kto wie, może dzięki tej modlitwie będę miała jeszcze siłę, aby do niego przyjechać, aby podać kubek, usiąść, zrobić mały masaż ramion czy dotknąć dość bujnej ciemnej czupryny... Kto wie?
A moja modlitwa?
Wystarczy Obecność.
Wiem. Doświadczyłam.

Dzisiaj chciałam krótko. Znów wyszło, jak wyszło, ale cóż. 

Jeśli ktoś zapyta mnie, czym jest dla mnie miłość...

co mu odpowiem?

Szukaj. 
Jest.

Bliskość.
Relacja.
Zaufanie.

Kocham cię, po prostu cię kocham.

2 komentarze:

  1. Jak zawsze piękny teskt! Podoba mi się twoje podejście, w stylu: może zmienię, może nie, Bo gdy słowa pisane na świeżo, od serca, nawet niewskazane jest redagowanie - tak łatwo czasem zatracić sens tego co najważniejsze, stosując "przemyślane" frazy i sformułowania... Tak naprawdę wystarczy poprawić dwie literówki, a i bez tego bystry człowiek będzie wiedział o co chodzi ;) Ściskam i podziwiam za siły oraz motywację - do działania i do pisania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agato!
    Dziękuję za refleksje i świadectwa, zwłaszcza o Brańszczyku – Centrum Księdza Orione, gdzie odbywają się turnusy rekolekcyjne dla osób z niepełnosprawnością, chorych i starszych oraz samotnych. Przebywam w domu zakonnym w Brańszczyku od sierpnia 2015 roku. Latem towarzyszyłem turnusom III, IV i V i ostatniemu – świątecznemu z sylwestrem. Jako facet w koloratce – 20 lat prezbiterat, 27 lat życia zakonnego jako orionista, jestem poruszany tym co widzę – to, co opisujesz! Te cuda, które Bóg permanentnie czyni – codziennie i podczas Drabiny Jakubowej! Tacy ludzie! Bogu chwała!

    OdpowiedzUsuń