poniedziałek, 9 marca 2015

bezdomni

"Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się jeśli jest głodny." św. br. Albert Chmielowski

Poznałam ich na Woodstocku. Piotrek (zwany Pietrkiem), Gienek i trzeci - niestety, nie pamiętam imienia. Przyszli, zapytali, czy możemy dać im coś do zjedzenia. Potem zaczęliśmy rozmawiać. O problemach rodzinnych. O tym, w jaki sposób trafili na ulicę. O chorej córeczce. O... o... o... 
Pamiętam oczy Pietrka. Pełne tęsknoty. "Moja córka jest chora. Mieszka z matką na Ukrainie. Ja jestem tutaj, ale tęsknię. Pomódlcie się, ona bardzo cierpi z powodu choroby..."
Potem moment modlitwy. Spontanicznej, zakończonej Modlitwą Pańską.  Oni "Ojcze nasz" nawet dobrze nie znali. Nie to było jednak istotne! To pragnienie, ta radość, ten pokój... Tak, tego nie da się tak łatwo zapomnieć. (choć, wiem - nie raz już o tym tutaj pisałam)

Być jak chleb...

W nocy z soboty na niedzielę byłam na czuwaniu w Pieniężnie. Powiem szczerze - gdyby nie myśl, że spotkam tam znajomych, wcale bym nie jechała. Nie miałam jakichś oczekiwań odnośnie modlitwy. Nie nastawiałam się na jakieś szczególnie duchowe uniesienia - czy coś w tym stylu. Cieszyłam się, że spotkam tam Wojtka, Edzię, Klaudynę... 
Czuwanie to, z kilku powodów, było dla mnie trudne. W kilku momentach czułam się jak... bezdomny. Osamotniona, poraniona... I wiem - wcale tak nie jest - jednak 'coś' nie dawało mi spokoju. Coś blokowało. Uwierało. 
Przychodziły myśli o beznadziejności. Beznadziejnie, że przyjechałam. Beznadziejnie... 
Mimo że cieszyłam się obecnością przyjaciół (i wspólnym śpiewem - tak jak na Taize), to jednak... Sytuacja nawet nie do opisania. 

Być jak chleb... 

Kiedyś, gdy jeszcze byłam w postulacie, na dworcu PKP w Wejherowie podszedł do mnie pewien bezdomny. Spojrzał w oczy, uśmiechnął się. Wcisnął dwa złote i powiedział "siostrzyczko, niech siostra weźmie, bo jest siostra zapewne biedniejsza ode mnie" :) I sobie poszedł... Zdziwiłam się, że wiedział o moim pobycie w klasztorze, że zwrócił uwagę na strój (nie miałam welonu, a spod płaszcza wystawał kawałek postulanckiej sukienki). A najmocniej zdziwiło mnie, że był to właśnie bezdomny... Przecież mógł wziąć te pieniądze na alkohol, wydać na papierosy albo... Tak pokazują media, mówią stereotypy... Mam jednak, na szczęście, również i inne doświadczenia...

I te doświadczenia chciałabym zachować. Choć serce często mówi mi: to bez sensu. Choć w głowie myśli cholernie się plączą. Mimo tego, że buntuję się jak nastolatka. Mimo... 

Byłam dzisiaj na spektaklu "Brat naszego Boga" w Wejherowskim Centrum Kultury. Piękne dzieło! Życie br. Alberta Chmielowskiego, tak często mocno mi bliskie... Podobne doświadczenia, podobne spojrzenie na rzeczywistość. Szaleństwo miłości.

Mimo że mam dwie nogi i nie walczyłam w żadnym powstaniu, a zamiast malować, rysuję patyczaki...

- Czy ty się nigdy nie nudzisz tymi bezdomnymi? Czy ty się ich nie boisz? - zapytał mnie kiedyś wujek Mirek, gdy po raz kolejny jechałam 150 km PKS-ami, by przywieźć brata taty na święta Bożego Narodzenia.
- Wujek, a czy ty bałbyś się osób, które kochasz?

I tak, wiem, że moje słowa może nie zawsze są zgodne z rzeczywistością. Nie z wszystkimi bezdomnymi rozmawiam, niektórych omijam, brzydzę się, wstydzę, boję... Czasem obojętność - która jest chyba gorsza od nienawiści - wkrada się niczym złodziej do mojego serca, zabijając wrażliwość. 

Ale wtedy przychodzi kolejne doświadczenie... mojej własnej niemocy. Poczucie samotności i bezdomności, obcości od świata, który jest tak 'inny' od tego, w jakim chciałabym żyć, a jednocześnie na tyle bliski, bym była - starała się być - 'tu' i 'teraz'.

Czy mi się to udaje? Ciężko powiedzieć. Pewnie i tak czas pokaże...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz