środa, 22 lipca 2015

Brańszczyk cz. 1.


Kiedy na nich patrzę, nie mam odwagi powiedzieć osoby niepełnosprawne. To pewien, nieporadny zresztą, skrót myślowy. Może są w jakiś sposób ograniczeni ruchowo, może nie umieją mówić lub myślą inaczej niż ja... Ale to osoby w pełni sprawne, jeśli chodzi o niektóre funkcje... a tą zdecydowanie jest pragnienie miłości!

Dwa kroki przede mną biegnie dwudziestoletnia Dominika. Chce włączyć radio, by znów, na kilka godzin, wyłączyć się ze świata. Nie rozumiem, dlaczego tak jest. Nie wiem, o czym myśli w chwili, gdy po raz kolejny przełącza między piosenkami, aby znów wrzucić ten sam werset tej samej piosenki. Mija trzecia, czwarta godzina i… NIC! Staram się przekonać ją, aby wyszła z pokoju, zachęcam lodami, chcę iść na Mszę świętą i konferencję… bezskutecznie! Łzy bezsilności zaczynają kapać mi po nosie. Mam dość jej humorów, choć – paradoksalnie – pokochałam ją od początku…

Daj buziaka! – krzyczy, łapiąc za szyję i przyciskając moje usta do swojego policzka. Bardzo potrzebuje czułości, poczucia bezpieczeństwa, wsparcia – nie tylko słownego… Wyczuwa momenty, w których ktoś się na nią zdenerwuje – i reaguje agresją. Potrafi skopać, złapać za włosy, dotykać rzeczy innych podopiecznych… A przy tym wszystkim nie da się jej nie pokochać, po prostu. Kiedy uśmiechnie się, złapie w sklepie panią zza lady i powie: daj buziaka!, po czym wyjdzie z Tymbarkiem swoim szybkim, zamaszystym krokiem (oczywiście, bez zapłacenia)… Kiedy wybrudzi się doszczętnie, machając głową w prawo i w lewo, i – jak powiedział Sebastian – wyglądając wtedy jak ptak dodo… Gdy muzyka sprawia, że wpada w trans, odcina się od świata – a słowa niektórych z nich zna lepiej niż przeciętny Kowalski. Kiedy godzinami może podziwiać strażaka Richarda, mając jedno jego zdjęcie wydrukowane w kilku kopiach (!) w specjalnym skoroszycie, a oczy płoną jej z zachwytu na widok budynku OSP.

Dominisia, czy wiesz, że jesteś kochana? – ni stąd, ni zowąd zapytałam moją podopieczną. Nie wiem, dlaczego zadałam to pytanie – może sama chciałabym to kiedyś usłyszeć? Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Kompletnie. Miśka rzuciła mi się w ramiona, pocałowała (raczej to ona chciała być całowana!) w policzek i powiedziała: teraz już wiem! To wystarczyło, aby wzruszyć, aby zapamiętać ten moment na długo, jeśli nie do końca życia…

Na drugi dzień zapytałam, dokąd tak biegnie. Książki, książki o strażakach – odpowiedziała krótko. Dominika, książki poczekają – chciałam przekonać ją, aby usiadła z nami w kawiarence. Książki – wysyczała przez zęby. Dominisia, książki poczekają – powiedziałam po raz drugi. Nie, książki… Dominika, ale na dole są ludzie, którzy na ciebie czekają… Odwróciła się na pięcie i… pobiegła do kawiarenki! Przekonałam ją? A może, po raz kolejny, poruszyłam jej spragnione Obecności serce? Obierając drugie jabłko, uśmiechnęłam się pod nosem: czekałam na ciebie Dominika… 

Tego samego dnia, po obiedzie, szłyśmy do jej pokoju oglądać, jak co dzień, zdjęcie Richarda. Dominika, kto pierwszy ten lepszy – zaczęłam biec. Zaśmiała się, mówiąc, że oszukuję, po czym dobiegła do mnie i zaczęła mnie łaskotać. Oddałam jej później, kiedy siedziałyśmy razem na kanapie – ja opierałam się o ramię Dominiki, trzymając swoje nogi na jej kolanach. 

Od chwili, kiedy dowiedziała się, że jest kochana, zaczęła się zmieniać. A może…? Może to nie ona się zmieniła, ale mój stosunek do niej samej? Przecież dalej lubiła muzykę, czytała te swoje strażackie książki i przeglądała czasopisma na korytarzu… Jednak w jej oczach widziałam tę radość, której nie umiem wytłumaczyć. Co ty z nią zrobiłaś? – zapytał mnie jeden z wolontariuszy. Nic, kompletnie… Oprócz tego, że odnalazłam w niej samą siebie. Wbrew pozorom, jesteśmy bardzo do siebie podobne! Przestałam udawać 'panią pedagog', a stałam się Agatką, która kocha i chce dla niej dobrze…

Agatka jest taaaka szczęśliwa – powiedziała moja podopieczna, gdy szliśmy małą grupką na lody do sklepu. Zauważyła. Bardzo się nią cieszyłam, to prawda, ale czy aż tak mocno było to widać? Większego komplementu dawno nie słyszałam…

I przyszedł ostatni Apel Jasnogórski. Pierwszy, na którym była. Siostra Magdalena zaczęła śpiewać "Zapada zmrok". Dominisia spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczkami, szarpnęła za rękę i z łatwością wypowiedziała Kocham cię. Wzruszyłam się. Ja też cię kocham – odpowiedziałam.

Po trzech dniach pobytu tam chciałam wracać do domu. Sprawdziłam już odjazdy z Brańszczyka do Wyszkowa, aby łatwiej dostać się do Warszawy, a stamtąd do domu. A z drugiej strony – i to przeważyło – od początku pokochałam tę dziewczynę… Ten jej zaraźliwy uśmiech. To łobuzerskie spojrzenie. Jeśli ty ją zostawisz, to kto ją mocniej pokocha? – zapytał mnie ks. Dyrektor. Nie umiałam odmówić. Potem spędziłam z nią jeszcze tydzień. Jeden z owocniejszych tygodni mojego życia!

Dzisiaj, kiedy mijają już dwa tygodnie od naszego ostatniego spotkania, chciałabym powiedzieć, za świętym Janem: w miłości nie ma lęku! Miłość usuwa lęk! 

Przecież to główna maksyma mojego bloga…

Najtrudniej jest kochać tych najbardziej do nas podobnych… 

A oni ciągle czekają, aż ktoś im powie: kocham cię. Czasem tylko tyle wystarczy, aby zmienić… 

Najcichsza Obecność.




1 komentarz:

  1. Wzruszające i mądre świadectwo. Moim zdaniem to prawda, że najtrudniej kochać tych najbardziej do nas podobnych. Ja chyba nie zdecydowałabym się na przedłużenie swojego pobytu na Twoim miejscu. Dziękuję za to świadectwo.:-)

    OdpowiedzUsuń