niedziela, 30 sierpnia 2015

dotknij ran

Napisałam ostatnio mojemu Przyjacielowi, że strasznie ciężko żyje mi się wiarą, gdyż Bóg zdaje się milczeć. Nie potrafię skupić się na modlitwie. Myśli gdzieś biegną, nie mogę znaleźć ciszy (nawet jeśli wokół mnie nikt nic nie mówi), kontemplacja wydaje się czymś tylko dla świętych, a nawet różaniec stał się niesamowicie monotonny. Starałam się rozmawiać z Bogiem jak z Ojcem, jak z Przyjacielem - ale czułam pustkę, bezsens tego wszystkiego. I zero odpowiedzi. 

I tak, pisząc z Wojtkiem SMS-y, nie spodziewałam się, co wydarzy się dziesięć minut później...

Odeszłam już od kasy SKM. Spojrzałam na rozkład jazdy - wyruszymy za dwanaście minut. Moja dwunastoletnia siostrzenica z koleżanką stały jeszcze w kolejce do kasy, a siedmioletni siostrzeniec, trzymając mnie za rękę, ciągle pytał, kiedy będziemy u wujków
- Czy mogłaby mi dać pani dwa złote na kawę w automacie? - zapytała mnie około trzydziestoletnia kobieta. Owinięta czerwonym kocem, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, nieśmiało spoglądała na moją - nieco zamyśloną - twarz. Pomyślałam, że gdzieś podróżuje. Oczywiście, dałam jej - sama nie raz mogę przecież również potrzebować.
Podeszła w stronę automatu. Nagle do moich uszu doszły słowa innej, nieco starszej, kobiety:
- Gdzie ma pani buty?
Spojrzałam. Faktycznie. Jej nogi były gołe! Nie miała butów!
Kolejny Cejrowski się znalazł... - pomyślałam. 
- Okradli mnie. - usłyszałam odpowiedź. Oprócz tego, co na sobie, nic więcej nie mam...
Ałććć... To może jednak nie wariatka... 
Kupiła sobie kawę. Odpiła łyk. Podjechała nasza SKM-ka. Powiedziałam moim młodym towarzyszom podróży, że będziemy zaraz jechać, że niech idą ze mną do kolejki. 
Razem z nami udała się też 'pani bez butów'...
Gdy zobaczyłam jej gołe stopy, zrobiło mi się strasznie żal. Kto ją okradł, dlaczego...? Nie była to moja ciekawość, nie. To coś znacznie głębszego. Jakaś wewnętrzna siła mówiła mi: idź, zapytaj, czy czegoś potrzebuje.
Poprosiłam siostrzeńców i Agatę, by zajęli miejsca. Zostawiłam swój plecak na jednym z siedzeń i poszłam w kierunku tej - na oko - trzydziestolatki.
- Przepraszam... - powiedziałam nieco zmieszana. - Czy mogłabym pani jakoś pomóc? Czy przyjmie pani ode mnie pieniądze...? Kto panią okradł...?
- Ktoś mnie okradł, po prostu... Nieważne... Jestem bezdomną, nie mogę wziąć od pani pieniędzy. Nie miałabym jak pani oddać. Za kilka dni mają oddać mi pieniądze. Może będzie lepiej. Dziękuję pani, bardzo dziękuję...
Odeszłam. Jakoś głupio było mi ją namawiać, by jednak przyjęła te pieniądze. Wiem, że czasem ciężej coś wziąć (szczególnie od obcej osoby) niż komuś wręczyć - w tym momencie doskonale ją rozumiałam. Żałuję, że zapytałam, czy potrzebuje. Mogłam jej po prostu 'wcisnąć'. Nie pomyślałam.
Choć nie wiem, czy to by coś zmieniło...

Po tej 'akcji' poprosiłam moich znajomych, by się za Nią modlili. Jakoś stała mi się bliska - choć nasza rozmowa nie była długa. Coś we mnie ruszyło. 

A więc to o tym mówił ks. Halik - przyszła mi kolejna myśl. O tym przecież ostatnio u niego czytałam... 

Ciężko mi było spotkać Chrystusa podczas modlitwy. I to się dużo nie zmieniło. Myśli dalej gdzieś uciekają. 
Ale spotkałam Go - po raz kolejny! - w ranach drugiego. Spotkałam Go w gołych stopach i zasłoniętych ciemnymi okularami, zapłakanych oczach. Widziałam Go w tym prostym dziękuję, nie mogę... Dostrzegłam w zziębniętych wargach, które marzą tylko o wypiciu gorącej kawy. W skulonej, owiniętej w czerwony koc (chyba ktoś też okazał swoje serce - koc był naprawdę piękny!) młodej kobiecie. 

Bóg przyszedł po raz kolejny. Mój Milczący Chrystus. Spotkałam Go, kontemplując w tym biednym, okradzionym człowieku, który nic nie ma. W ubogiej - choć ciągle pięknej - kobiecie.

I ten Chrystus powiedział mi więcej o mnie samej niż mi się kiedykolwiek wydawało. Ukazał mi moją kobiecą wrażliwość, którą ostatnio bardzo mocno chciałam stłumić. Zresztą i z Wojtkiem w tym samym dniu o tym pisaliśmy (cytując Go: Wiesz, co nas łączy i sprawia, że jesteśmy bardzo podobni? Cholernie wielka wrażliwość). To prawda. Jestem wrażliwa. Może nawet nadwrażliwa. Niekiedy staje się to kulą u nogi (bo ile pytań można zadawać, jak bardzo można współ-cierpieć, wkurzać na niesprawiedliwość tego świata?). Innym razem, jak teraz, pomogło mi to po raz kolejny przekroczyć siebie. 
Nie było to trudne, w końcu w jakiś sposób naturalne.

Ostatnio uczę się miłości, która pozostawia wolność Drugiemu. Takiej, która nie chce być zaborcza, nie oczekuje zmiany Osoby, z którą się spotyka, pragnie żyć nie według schematów postępowania. Miłości stawiającej dobro Drugiego ponad swoje własne ambicje i plany.
Miłości, która nie chce być jak tani produkt reklamowy (wziąć, zużyć, wyrzucić, zapomnieć). Ale kochać miłością, prawdziwą miłością.

Ktoś może zapytać, dlaczego o tym piszę? Sama się nad tym zastanawiałam :)

Doskonale znam słowa Niech nie wie lewa ręka twoja... (Mt 6, 1). Dlatego też nie o wszystkich spotkaniach czy decyzjach piszę na blogu (ci, co mnie znają, wiedzą, czym i jak żyję). 

Piszę o tym dlatego, że sama nie raz doświadczyłam dobroci innych. Dlatego chcę się tym dzielić. I do tego zachęcam. Nie umiem o tym nie pisać, to ode mnie - w tym momencie - silniejsze...

Wierzę, ba - jestem przekonana, że nie ma nic cenniejszego niż uśmiech drugiej osoby. Nic cenniejszego...

Moja wiara stanowi jedno z moją miłością i nikt nie może mnie pozbawić miłości do Ukrzyżowanego, będącej odpowiedzią na Jego miłość do mnie: Któż może mnie odłączyć od miłości Chrystusowej? Od tej miłości, która legitymizuje się swoimi ranami. Nie potrafię wypowiedzieć słów Bóg mój!, jeśli nie zobaczę Jego ran! (...) Mój Bóg jest Bogiem zranionym. (...)
Moja wiara bowiem potrafi odrzucić brzemię wątpliwości oraz doświadczyć wewnętrznej mocy i pokoju jedynie wtedy, gdy kroczy stromą 'drogą krzyża', gdy zmierza ku Bogu przez wąską 'bramę Chrystusowych ran'. Bramę ubogich, bramę zranionych, przez którą bogaci, syci i zadufani, wiedzący i 'widzący', 'zdrowi', 'sprawiedliwi', 'mądrzy i ostrożni' nie wejdą, tak nie przejdzie wielbłąd przez ucho igielne.
Tomas Halik "Dotknij ran. Duchowość nieobojętności"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz