środa, 16 września 2015

mało znaczące

"Po co się niepokoić. Wszak Bóg w nas, a my w Nim, a poza tym wszystko takie mało znaczące" br. Albert Chmielowski

Decyzja o podróży autostopem przyszła bardzo szybko. Kilka kliknięć w grupie chrześcijanskich stopowiczòw i... Niewiele minut później "poznalismy się" z Leszkiem. "Masz już jakiś cel?" - zapytał. Nie miałam. Chciałam zwyczajnie 'gdzieś' pojechać. Byle wyruszyć z domu. "Może Medjugorie?" Nie zastanawiałam się długo. Kilka sekund później poszła odpowiedź.

Minął tydzień i byliśmy w trasie. 

Podczas całej podróży mieliśmy kilka trudnych doświadczeń. Pogoda dawała się we znaki - padał deszcz i było zwyczajnie zimno (nie pomagały mi zbytnio 3 pary spodni i kilka warstw z bluz, swetròw i ciepłej kurtki). Kierowca wysadził nas w centrum Wiednia na środku autostrady, choć prosiliśmy, by zatrzymał się na stacji benzynowej przed miastem. Z jedzeniem też było różnie (choć Pan Bóg troszczył się, wysyłając anioły w ludzkiej skórze, nie mogę narzekać!). Przeszliśmy z plecakami turystycznymi kilkadziesiąt kilometrów, by przez wiele godzin zatrzymywać samochody... I ostatecznie zrezygnować z celu naszej podróży i wrócić do Polski, odwiedzając Częstochowę.

Ale nie czuję przegranej. Ta droga wiele mi pokazała. Nigdy nie myslalam, że będę taka cierpliwa. I że kompan wytrzyma z moją cholerycznością :) A jednak... Nawet się szczególnie nie posprzeczaliśmy :)

Po co się niepokoić? - pyta br. Albert.

Gdy nie mogliśmy znaleźć noclegu w Wiedniu, niosąc Leszkową gitarę, zaczęłam śpiewać kanon z Taizé: "Niczym się nie trap, niczego się nie bój, Bogu zaufaj nic ci nie grozi... Bóg miłością jest!" W sumie tę pieśń dodść często śpiewałam. Kilka chwil później naszym oczom ukazał się... wiadukt. Śmierdziało odchodami, było głośno od samochodów, które przejeżdżały zarówno obok nas, ale i nad nami, reflektor świecił na niebiesko (wprawiając w nocy w przerażenie), włączał się alarm z pobliskiego budynku, wokół nas walały się śmieci (najprawdopodobniej pozostałość po innych 'lokatorach')... a my byliśmy szczęśliwi, że mamy 'dach nad głową', że nie zmoczy nas deszcz - tak było przecież poprzedniej nocy - że jesteśmy w miarę bezpieczni... Miejscòwka była na tyle dobra, że nawet - mimo hałasu i smrodu - udało się zasnąć... 

Punkt widzenia faktycznie zależy od punktu siedzenia.

Gdy mam dach nad głową i bliskich wokół siebie, często nie umiem być wdzięczna. Wydaje się takie oczywiste... 

A przecież nie musi tak być. Jedna decyzja, potknięcie, choroba, śmierć...

Ale po co się niepokoić? Ostatecznie przecież nic do nas nie należy...

Mówię o cierpliwości w drodze. Teraz mogłabym popukać się w czoło. Lub serce, krzycząc 'mea culpa'...

Nie mam łaski cierpliwości do chińskiego tableta, na którym piszę tę notkę. Najchętniej rzucilabym nim o ścianę. Jakby to od niego zależało moje szczęście...

Po co się niepokoić? Po co się martwić? 

Bóg miłością jest!

I to wcale nie pusty slogan.

Doświadczyłam. To naprawdę daje szczęście!

1 komentarz:

  1. Pamiętam Agatko. Dziękuję Ci za słowo. I wiele myślę Osób jest Ci WDZIECZNYCH. :) DZIĘKUJĘ ZA WSPARCIE. :) Dzięki Twojej zawadiackiej, choć często przekornej ;))), obecności, droga z Kościerzyny do Częstochowy w 2009 nie była drogą 'samotną' ;))) Ty, Kasia, ja (plus Wszyscy oczywiście ;))) ) - to był dopiero 'zgrany' team. :PPP /PS. Swego czasu rok temu irytowala mnie niemiecka klawiatura, z której najczęściej korzystam ostatnio ;DDD Jednakże stosunkowo bardzo szybko ją 'obczailam' :DDD ;))) Z tym, że chyba bardziej ją lubiłam niż Ty Twoją chińską :PPP ;))) / Nie martw się : rzucanie przedmiotami minie Tobie ! (Jeśli to opętanie, poproś o pomoc ;)) ) Ja rzucalam głównie telefonem i krzyżem kiedyś rzuciłam. Drzwiami rzucalam i wizytami lekarskimi także np. (tj. odkladalam na później fizykoterapie lub inne badania kontrolne np. z przeciążenia zmartwieniami). M.in. Inne 'przedmioty' mniej istotne, bądź nie pamiętam. Walka z psychologia o dojrzałość do wszelkich spraw to ważna walka. I należy ją stoczyć. Ja ją stoczylam. I nigdy tej walki nie będę zalowala. Ona pozwoliła mi dojrzeć. Szkoda, że dopiero 'na starość', jak ja to mówię. Bo niedojrzalosc, szczególnie w nieakceptowanej mimo wszysto samotności bądź odczuciu tzw. 'samotności w tłumie' tym bardziej, daje potworne niepotrzebne cierpienie, marnuje nasze siły i czas, który moglibyśmy z dojrzałością zrealizować np. w 90% bardziej efektywnie. :))) Dla dobra całego stworzenia. :))) Prawda jest jedna: ŻYCIE JEST 'WALKĄ'. BEZ WALKI, TEJ KONSTRUKTYWNEJ OCZYWIŚCIE, NIE ŻYJEMY AUTENTYCZNIE. Z JEZUSEM. /emilia

    OdpowiedzUsuń