poniedziałek, 21 września 2015

Droga

Czym się różnił Abraham od Odyseusza, jeśli nie tym, że pierwszy 'wyszedł z domu, nie wiedząc dokąd idzie' (usłyszał tylko wezwanie), a drugi szedł do swojej Itaki w widocznym celu - chciał jeszcze zobaczyć swoją ukochaną? Czy tym, co ich łączyło, była tylko droga, ślad butów pozostawionych na ziemi, a może 'coś więcej', jakaś tajemnicza siła, wieksza zarówno niż ludzkie przeciwności, ale i jakakolwiek logika, która nakazuje, że bezpieczniej jest nic nie robić (wtedy łatwiej uniknąć zranień i wrócić do ciepłego łóżka)?
Czy było to choć trochę rozsądne (mieli przecież swoje lata...)? Czy miłość w ogóle jest rozsądna?

Gdy zerknę na Apostołów, którzy po jednym spojrzeniu rzucają wszystko 'w pieruny' i idą... Kiedy pomyślę o Matce Teresie, o. Pio, br. Albercie czy s. Faustynie - którzy, działając tylko logiką miłości, robili w świecie tak dobrą robotę...

I kiedy przypomnę siebie samą sprzed kilku tygodni, gdy - wbrew wszystkiemu, co mi mówiło 'nie dasz rady', 'to nie twoje miejsce'... pozostałam z Moją Dominiką. Pokochałam ją - mimo wielu trudnych uczuć. Wbrew logice i ludzkim kalkulacjom.

A potem pojechałam autostopem, by uwielbiać Jego czułą obecność w oczach Drugiego, każdym geście dobroci, uśmiechu, gorącej kawie zagrzanej w podziurawionej puszce po brzoskwiniach...

Wyjście w drogę. Wcale nie musi to oznaczać fizycznego oddalenia... (choć podróże nauczyły mnie życia więcej niż te setki przeczytanych książek....).

Świadomość, że ktoś kocha i czeka. Jest - mimo wszystko. Choć może w drodze do niej wiele wątpliwości: czy przyjmie? czy będzie dalej kochać? jak z dalszym życiem?

Czy zaufam na tyle, że dam się w tej drodze narazić na zranienia, a może nawet śmierć? Czy będę pamiętać o tym pierwszym spojrzeniu? Tym doświadczeniu miłości, które pozwoliło Abrahamowi wyjść z domu, Odyseuszowi zatęsknić za ukochaną, a br. Albertowi dać chleb temu, który nie ma nawet okruszyn?

Dużo tu pytań, wiem.
Nie wiem, czy mi dziś na nie, w modlitwie, odpowie. Ale jestem pewna, że wysłucha. I da siłę, by wyruszyć - choć może muszę dłużej odpocząć.

Notka-enigma?

Dziś, podczas sprzątania papierów, znalazłam swój zeszyt z wierszami. Wstawię jeden z nich, bardzo mnie dziś to uderzyło (chyba muszę częściej wracać do tego, co tworzę...).

'Poznanie'
Poznałam Cię po ranach na rękach
Po cierpieniu które wstało z grobu
Po dziurze na kończynach boku
Głowie bo w koronie cierniowej widniała

Poznałam Cię po cierpieniu 
które
Przyszło z nieba

Nie po pokoju którego przyniosłeś na świat
Nie po łamaniu chleba jak uczniom z Emaus

Po cierpieniu
Bo nieludzko cierpiący Boże
Ludzki w cierpieniu się stałeś

Wrzesień 2010 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz