niedziela, 3 maja 2015

Spotkanie

Być dorosłym. Gdy życie zaczyna być cięższe niż się wydaje. Być dorosłym, kiedy zderzyliśmy się z problemami, a one rzuciły na ziemię, przydusiły do siebie i nie chciały puścić. Być dorosłym, gdy znów nie udaje się osiągnąć tego, co się chciało, a znajomi oczekują jednak "czegoś więcej". Być dorosłym, zachowywać się "jak dorosły", jak na "pełnoletniego przystało". 

Gdy życie ciągle mówi mi: "powinnaś to...", "nie wolno tego...", spotykam na swojej drodze Ludzi (przez wielkie L!), którzy pokazują: "możesz...", zostawiając taką przestrzeń, że można wzrastać. Tak po prostu, za darmo.

Nie wiem, kim byłabym teraz, co robiłabym, gdyby nie Oni. 

Bo gdy ostatnio życie zdawało mi się sypać spod nóg, Oni byli obok. Kiedy, mówiąc kolokwialnie, nie ogarniałam, pozwalali mi na to - bo przecież nie muszę wszystkiego rozumieć. Kiedy samotność pukała do okna... Gdy cierpienie dotarło i do mojej rodziny - a ja nie umiem do końca go przyjąć. Kiedy smutek łączy się z nadzieją na lepsze jutro...

Może brzmi to jak enigma, ale w skrócie... życie jest piękne, no bez kitu! 

"Trwajcie we Mnie, a ja w was trwać będę" (J 15, 4) 

Od dłuższego już czasu zdecydowanie mogę powiedzieć: jestem szczęśliwa. Jestem szczęśliwa, bo wiem, że jestem w dobrych - Bożych - rękach. Jestem szczęśliwa, bo Ten, który za mnie oddał Swoje życie, troszczy się o mnie każdego dnia. Ale także dlatego, że daje i mi tę siłę, bym mogła zatroszczyć się o Drugiego. Tak po prostu.

Twarz przy Twarzy, Ramię przy Ramieniu...

"Wyścigi dżdżownic" w śpiworach. Przytulenie. Radość spotkania. Uśmiech, który nie znikał z twarzy (no chyba, że podczas snu :)), poczucie bliskości...

Twarz przy Twarzy...

"Kto trwa we Mnie, ten przynosi owoc obfity" (J 15, 5)

Martin Buber, austriacki filozof dialogu pochodzenia żydowskiego, powiedział: "Sukces nie jest żadnym z imion Bożych"

Bo czy to ważne, jakie sukcesy osiągam - jeśli obok są ci, którzy chcą być... mimo wszystko? Kiedy moje problemy stają się ich problemami - i odwrotnie... Kiedy nie trzeba udawać dorosłego. Kiedy można być sobą... a jednocześnie coraz bardziej przybliżać się do Boga. Kiedy cieszy zwykła obecność. Kiedy można zapłakać, ale i zaśmiać w głos.

Dziwny był mój ostatni tydzień. Spędziłam w swoim pokoju bardzo mało czasu, wracając najwcześniej o 23:30 do domu (albo wcale...).  Dzień przepełniony Człowiekiem. Tak po prostu. Zwyczajnie. 

Jestem zmęczona, ale tak jakoś szczęśliwa, pełna pokoju i uśmiechu w sercu.

Choć Mama krzyczy na mnie, że powinnam odpocząć. :) 




1 komentarz:

  1. Super Agatko! Dobrze widzieć (czuć) jak Bóg działa. I ta piosenka na koniec... pasuje idealnie :D

    OdpowiedzUsuń