środa, 25 czerwca 2014

niewiarygodne


Miesiąc wakacji najprawdopodobniej będzie wyjęty z "normalnego" trybu życia. Nie, nie upijam się, lubię alkohol, choć nie w wielkich ilościach, symbolicznie. Jedno zaproszenie za drugim. Już w przyszłym tygodniu jadę do Łysej Góry - zapewne przez ukochany Kraków. Nie na sabat czarownic, ale spotkać się z Kimś ważnym, Kimś, kogo spotkałam w swoim życiu tylko dwa razy, ale to spotkanie odmieniło i Ją, i mnie samą. Dało nadzieję. Zaczęło uczyć pokory. Widzę to, choć może obie się do tego nie przyznajemy :) Jesteśmy takie różne, a tak do siebie podobne. Inne drogi, zupełnie inne ścieżki do nawrócenia. Obie zdążamy, chcemy iść w tym samym Kierunku. Zmagamy się. Upadamy. To jest naprawdę piękne.

Po dwóch dniach jedziemy razem do Dębowca na Podkarpaciu, na Saletyńskie Spotkanie Młodych. Nie do końca wiem, z czym to się je, co tam się robi i w ogóle, ale jadę. Obiecałam sobie i M. kilka miesięcy temu, że jak będę mogła, to się zjawię. Teraz jest ten czas, wierzę, że czas łaski. Okaże się :)

Kilka dni na Podkarpaciu i razem z K. - która również będzie w Dębowcu - jedziemy na Ewangelizację Nadmorską. Nie wiemy jeszcze dokładnie jak - czy autostopem (to bardzo prawdopodobne!), czy normalnie pociągiem. Tak, jesteśmy szalone. Tak, uparcie wierzymy, że nic nam się nie stanie. Tak, nie chcemy brać ze sobą żadnych pieniędzy, licząc na łaskę i niełaskę współtowarzyszy podróży. Chyba nie jesteśmy do końca "normalne" :)

A potem? Potem tylko i aż Przystanek Jezus i Woodstock. Również z K. Czekam kilka lat, dobrych kilka lat - 5, może 6. Pierwsze pragnienie jeszcze w gimnazjum, niestety (?) niezrealizowane - Mama kategorycznie się temu sprzeciwiła. Miała prawo. Sama się boję, im bliżej do Kostrzyna, tym bardziej ogarnia mnie strach. Jadę jednak. Nie będę tam sama, nie jadę też tylko dla zabawy. Wierzę w Miłość i - mam nadzieję - wierzę Miłości. Ufam, że moje pragnienie nie jest przypadkowe i Pan Bóg chce i może się jeszcze mną posłużyć. Jadę o Nim opowiedzieć, choć wiem, że może nie być łatwo - będę musiała zmierzyć się przede wszystkim z samą sobą i swoimi uprzedzeniami.

Jeszcze kilka dni temu nie spodziewałabym się, że tak się wszystko ułoży. Gdy M. chciała mnie zapisać na Dębowiec, okazało się, że jest ostatnie miejsce w autokarze, gdyż ktoś chwilę wcześniej zrezygnował! Niesamowite? Dla mnie tak! Inaczej musiałabym jechać na własną rękę,  a jestem pewna, że nie byłoby to dla mnie takie przyjemne jak teraz :-)

Być może zastanawiacie się, skąd mam na to wszystko pieniądze... Powiedziałabym, że od Pana Boga - i wcale bym nie skłamała! Poraża mnie ostatnio dobroć innych ludzi - nawet nie muszę o nic prosić. Czasem mi wstyd, nigdy nie lubiłam nawet pożyczać. Potem jednak reflektuję i mam ochotę wznieść ręce do góry (do Góry!) i podziękować. Za te wszystkie ręce tak chętne do dawania. Za serca otwarte na Jego moc. Za tę chęć dzielenia się, a nie tylko brania. Uczę się pokory - czasem trudniej coś od kogoś wziąć niż mu dać. W moim przypadku na pewno. Tym bardziej, że często mogę odpłacić się tylko i aż modlitwą.

Sierpień i wrzesień przeznaczam na pracę. Cieszę się, że w końcu ją znalazłam - nie jestem typem domownika, roznosi mnie, gdy przebywam w domu. Bardzo mocno się cieszę. Tym bardziej, że będę z M.

Dziś rano przyszła refleksja: może tego jest za dużo, może jedna ewangelizacja na Woodstocku wystarczy, może nie mam jechać do tego Dębowca, a może odpuścić sobie tę Nadmorską Ewangelizację? Czy dam radę - i fizycznie, ale przede wszystkim duchowo, również materialnie to wszystko "pociągnąć"?

A potem usłyszałam - autentycznie - w sercu: ogarnij się, wystarczy ci Mojej łaski! Wierzysz w zmartwychwstanie, a przejmujesz się takimi bzdetami?

Nie wiem, w jaki sposób mam dziękować Wszechmocnemu za ludzi, których spotykam. Dlatego decyduję się jechać - choć są to wyjazdy w ciemno, choć zupełnie nie wiem, co mnie może spotkać, kogo spotkam w ciągu przyszłego miesiąca i ile - tak naprawdę - będzie to kosztować. Ufam. Coraz mocniej. Przecież obiecał (!), że nie zostawi nas samymi.

Pan Jezus pokazał mi ostatnio kilka ważnych rzeczy: mam niesamowitych ludzi wokół siebie, chcę być darem dla innych i to, że nigdy nie mogę się spodziewać, co będzie. To naprawdę fascynujące i niesamowite! :) Aż mam ochotę krzyczeć i śpiewać z radości, boję się tylko sąsiadki, bo już kiedyś pytała Taty, czy mi robią jakąś krzywdę (a ja tylko śpiewałam jakąś piosenkę mojej Mamie) :)

Od października rozpoczynam studia na Uniwersytecie Gdańskim. Nie chcę wyruszać z dala od domu - tutaj są nie tylko moi rodzice i rodzeństwo, ale najwspanialsi ludzie na świecie. Serio. Choć im dłużej żyję, tym mam wrażenie, że cały świat jest moim domem - bo żeby praca znalazła mnie pod Tarnowem? Żeby w ciągu kilkudziesięciu dni chcieć wyruszyć z Pomorza w okolice Tarnowa, potem pod Jasło i do Koszalina, a następnie do Kostrzyna nad Odrą, z powrotem do Tarnowa i do domu? :)

Przyznam, że dawno nie było we mnie takiego pokoju, jaki mam teraz. Wiem, że jestem w dobrych, bo Bożych rękach. Niesamowite.

Panie Jezu, ogarnęłam się. Wierzę, że wystarczy Twojej łaski. Obiecałeś, to teraz się troszcz!

Idę!

Proszę o modlitwę. Za ludzi, którzy są mi bliscy, a z różnych powodów przeżywają teraz ciężki czas. I za tych wszystkich wspaniałych, których spotykam i spotkam nie tylko w ciągu najbliższego miesiąca. I za mnie samą, by to był czas piękny i owocny, a nie tylko bogaty w nowe doświadczenia.

A ja pamiętam o Was.

Niech Pan błogosławi!

2 komentarze:

  1. Ooo, Koszalin - moje miasto : )
    Jeśli byłabyś wcześniej, miała czas i chęci, to serdecznie polecam i zarazem zapraszam na Górę Chełmską. Wspaniałe miesjce: ciesz spokój, wieża widokowa i Sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej, gdzie kustoszkami są Szensztackie Siostry Maryji.
    Piechotą to jest 20 minut od szpitala,a warto : )
    Powodzenia i Bożej łaski na tak wypełniony lipiec! : )
    Nataliaa

    OdpowiedzUsuń