czwartek, 19 czerwca 2014

W oczach...

- Czy możemy zająć pani chwilę czasu? - zmęczonym wzrokiem zapytał mnie mężczyzna, który zapewne mógłby być moim ojcem. Obok niego stał około piętnastoletni chłopiec, nerwowo wpatrujący się w ziemię. Od razu pomyślałam: Świadkowie Jehowy. Nie pomyliłam się. Czarna teczka, Pismo święte i kilka czasopism od razu uświadomiło mi, z kim mam do czynienia.
- Tak, ale... Pragnęłam zbyć ich tym, że jestem chrześcijanką, że chodzę do kościoła, że mam w nosie to, co mi powiedzą, bo i tak wierzę w Jezusa Chrystusa, że...
- Czy jest pani szczęśliwa? Czy wie pani, że Jehowa jest jedynym Bogiem, że...? Otworzył Biblię, sięgając do proroka Jeremiasza. Rozdział 33... Widziałam podkreślony dość grubym długopisem werset. Dzisiaj żałuję, że nie pokazałam im mojego Pisma... podkreślenie na podkreśleniu, ołówkiem, długopisem, kolorowymi kredkami. Moglibyśmy dość mocno konkurować.
Spojrzałam na niego. Zobaczyłam to nerwowe, oczekujące mojej reakcji spojrzenie...
- Wiedzą panowie, jestem chrześcijanką...
- Zatem wierzy pani w koniec świata?
- Ja nie tylko wierzę, ale go oczekuję. Wiedzą panowie... - spojrzałam na młodego, który właśnie podniósł wzrok z ziemi - wierzę, że paruzja będzie nie tylko czymś niesamowitym, ale przepełni świat jeszcze większą Miłością. Choć, kto wie, może wcale takie niesamowite nie będzie, ot, jak Pan Jezus w żłobie...
- Należy pani do jakiegoś zboru?
- Nie, jestem katoliczką.
Zobaczyłam jeszcze większe zdziwienie. Patrząc przez pryzmat mojego wieku, mógł pomyśleć, że ma do czynienia z młodocianą gówniarą - tym bardziej, że kiedy się nie umaluję, wyglądam jak piętnastolatka. A tu takie teksty? Z ust katoliczki?
- Jest pani katoliczką?
- Tak, proszę pana, jestem.
- To dlaczego pani z nami rozmawia?
- Dlaczego? Bo wierzę. Więcej - uśmiechnęłam się półgębkiem - wierzę, że to spotkanie, to nie przypadek...
- Pani, ja tu przyszłem (powiedział "przyszłem!") panią nawracać, ale to pani... Musimy już iść. Do widzenia.

Uśmiechnęłam się. Bingo!
Kiedyś wystarczyło zmówić Zdrowaś Maryjo, a świadkowie odchodzili w popłochu. Znam też takich, którzy "straszyli" Biblią interlinearną, mówiąc, że porównają głupoty jehowickie zawarte w ich Piśmie z Pismem chrześcijańskim (a bliżej "katolickim"). I może moja sytuacja jest jednostkowa - spotkałam się z różnymi reakcjami Świadków Jehowy (a dość często bywają w moich rodzinnych stronach, czasem widuję ich też zwyczajnie na ulicy), jednak wierzę, ba - wiem, że niczego nie zbuduje się bez relacji i modlitwy.

Nic tak nie przyciągnie innych do Chrystusa, jak radość bycia Jego uczniem. Serio. Nie chodzi o wymuszoną radość, a nawet o uśmiech od ucha do ucha. Jestem chrześcijanką. Wiem, że nic ani nikt, żadna osoba nie jest w stanie odebrać mi mojej wiary w Niego, jeżeli będę zakorzeniona w modlitwie, jeśli co dzień - na nowo - jeszcze mocniej się w Nim zakocham.

Być może ta sytuacja wydaje Wam się nieprawdopodobna. Mnie też by się taka wydawała jeszcze kilka miesięcy temu... Ale jej doświadczyłam.

Ten mężczyzna powiedział jeszcze, że wróci. Nie wiem, czy tak będzie - minęło kilka tygodni, a ich nie ma... Modlę się jednak, by ta rozmowa coś ich w życiu zmieniła. Nie wiem, czy zmieni, ale zmieniła mnie... Już wiem, że warto rozmawiać z każdym. Bo w każdym jest ta nadzieja, ta tęsknota za Najwyższym.

Czy jest pani szczęśliwa?

Czy jestem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz