sobota, 27 grudnia 2014

Końcowo-rocznie

Przy kończącym się roku, niczym stary sentymentalista, patrzę na to, co za mną. Nadziwić się nie mogę, że ten rok minął tak szybko. Pełen burzliwych przeżyć, ale i ciszy dnia codziennego. Wiele zrealizowanych i mniej zrealizowanych postanowień. Porażki, ale i chwile, w których mogłam tylko krzyknąć: jak super, dałam radę! Zakończenie pewnych etapów i rozpoczęcie nowych, wierzę - jeszcze piękniejszych.

I kiedy w domach palą się lampki choinkowe, a my sami ogromnymi haustami jemy to, co przygotowaliśmy na Wigilię (bo zawsze więcej mieć więcej niż nie mieć wcale), ja zastanawiam się, jak rozwinęła się w tym roku moja wiara, o ile stałam się lepsza i - przede wszystkim życiowo - mądrzejsza. Pewnie dopiero po czasie to, o ile to w ogóle możliwe, dostrzegę. Jednak, gdy patrzę na to, co za mną, mogę zdecydowanie powiedzieć: to był dobry czas. 

Mimo że przestałam być osobą mocną religijnie... bo ważniejszy stał się dla mnie człowiek, a nie zasady. Mimo że często uciekałam... i powracałam, gdy było 'po wszystkim', albo po prostu wtedy, kiedy nie widziałam już innego wyjścia. 

Nie jestem jak Abraham, aby 'uwierzyć wbrew nadziei'. Daleko mi do św. Józefa, który dla 'normalnych' ludzi powinien być naiwnym idiotą, a on po prostu wierzył na przepadłe, ufał do końca. Daleko mi do Matki Teresy z Kalkuty - wściekam się, gdy przychodzą ciemne noce i nie jestem cierpliwa w czekaniu na to, co przede mną. Bliżej mi do bycia cholerykiem niczym św. Piotr (akcja - reakcja), choć nie odstaję chyba mocno również od Jana Apostoła, widząc - wydaje się - więcej niż przeciętny Kowalski. 

Jestem Agata. Może jeszcze nie święta... Ale z pragnieniem Nieśmiertelnego.

Zastanawia mnie, dlaczego w dzisiejszej Liturgii Słowa, w Oktawie Bożego Narodzenia, sięgnięto do momentu zmartwychwstania i pójścia do grobu. Jakby nie dało się przemilczeć. Jakby to było naprawdę istotne. Jakby nie dało się po prostu śpiewać kolęd i czytać Ewangelii o narodzeniu Chrystusa, może Jego rodowodzie, albo tę z pierwszego rozdziału Dobrej Nowiny Jana (która zawsze wywołuje mój uśmiech, bo jest niczym słowotok, prawie jak Jola lojalna, Jola nielojalna), że Słowo było na początku, Bogiem było Słowa, a ono było u Boga i Nim było. Jakby się nie dało.

I zajadając kolejny kawałek pysznego makowca, zastanawiam się, czy nie jest to najwspanialsza Nowina? Że ten sam Chrystus, który przyszedł w zimnej grocie, którego nie przyjęli, ten sam, na którego czyhał Herod, mordując wszystkie biedne i nieświadome dzieci, ten sam, dla którego mędrcy przybyli tysiące kilometrów, TEN SAM żył trzydzieści lat jak normalny młodzieniec, a potem mężczyzna, a potem głosił naukę, słuchał pragnień uczniów i realizował wolę Ojca, ostatecznie przyjmując krzyż, a przede wszystkim zmartwychwstając. 

Że TEN SAM Jezus Chrystus przychodzi również i do mojego życia. Nie w postaci wizji, nie. Nigdy nie miałam szczególnych charyzmatów - nie śpiewałam w językach, nie spoczęłam w Duchu Świętym, ani nie prorokowałam. Przychodzi w oczach drugiego człowieka. W cudownym makowcu i w zębach przepełnionych makiem (no bo przecież już dawno mogły mi wypaść). W tym, że wszystko - kiedy patrzę z różnej perspektywy - może być zarówno takie normalne, jak i tak mocno cudowne.

Pamiętam, kiedy z Anetą znalazłyśmy się na stopa w Niemczech. Najpierw stanie na stacji benzynowej z chęcią - bezskuteczną - dostania się do Seelow. Potem podwózka przez Litwina do miejsca, w którym stałyśmy kilka godzin, by potem stwierdzić, że jednak lepiej się przejść... Nadejście deszczu i burzy, szukanie miejsca, w którym mogłybyśmy odpocząć, pozamykane drzwi kościołów i szukanie - bezskuteczne - ratunku u miejscowego pastora. Jeden dzień, który zmienił moje spojrzenie na ludzi (którzy naprawdę są dobrzy!) i rzeczywistość.

To był autostop, dzień inny niż zwykle... A codzienność? 

Czy mam ochotę, a może przede wszystkim odwagę, szukać Boga w tym, co przynosi życie?

Przede mną sesja. Już jeden egzamin na mną. Co przede mną? Praca, nauka, praca... czy dam radę? Mam nadzieję. Czy chcę?

Pierwszego dnia po szabacie Maria Magdalena pobiegła i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył.
(J 20, 2-8)

Widziałam. 
Czy moja wiara - choć odrobinę - jest większa niż rok temu?

NN próbuje sobie przypomnieć słowa modlitwy

Ojcze nasz, któryś jest niemy,
który nie odpowiesz na żadne wołanie,
a tylko rykiem syren co rano dajesz znać,
że świat ciągle jeszcze istnieje,
przemów:
ta dziewczyna jadąca tramwajem do pracy
w tandetnym płaszczu z trzema pierścionkami na palcach,
z resztą snu w zapuchniętych oczach,
musi usłyszeć Twój głos,
musi usłyszeć Twój głos, by się zbudzić
w ten jeszcze jeden świt.

Ojcze nasz, który nic nie wiesz,
który nie patrzysz nawet na tę ziemię,
a tylko codzienną gazetą obwieszczasz, że świat, że nasz świat,
trwa uporządkowany: spójrz,
ten mężczyzna siedzący za stołem, schylony
nad kotletem mielonym, setką wódki, płachtą
popołudniówki tłustą od sosu i druku,
musi wiedzieć, że ty także wiesz,
musi wiedzieć, że wiesz, aby przeżyć
ten jeszcze jeden dzień.

Ojcze nasz, którego nie ma,
Którego imienia nikt nawet nie wzywa
prócz dydaktycznych broszur piszących Cię z małej litery,
bo świat radzi sobie bez Ciebie,
bądź:
ten człowiek, który kładzie się spać i przelicza
wszystkie te dzisiejsze
kłamstwa, lęki, zdrady,
wszystkie hańby konieczne i usprawiedliwione
musi wierzyć, żeś jednak jest,
musi wierzyć, żeś jest, aby przespać
tę jeszcze jedną noc.

/Stanisław Barańczak/


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz