środa, 11 lutego 2015

czy naprawdę?

Tam skarb twój, gdzie i serce twoje. Mt 6, 21

Dzisiaj zastanawiałam się, przy czym moje serce stoi, za czym tak mocno tęskni. Czy mam taki swój konik, pasję, która absorbowałaby mnie tak mocno, że mogłabym stracić dla niej wszystko? Która byłaby dla mnie jak ta drogocenna perła, którą ktoś kupił za wszystko, co wcześniej sprzedał...

Oddać życie w czyjeś ręce. Zaufać do końca - nawet za cenę własnych ambicji i celów. Wszystko, bez zastrzeżeń.

Serce człowieka jest dobre, bo Bóg jest dobry. Jeśli wyjdę od tej tezy, wszystko wokół się zmienia. Może sąsiad dalej pozostaje największą wredotą świata, ale moje spojrzenie na niego staje się piękne i - wierzę - Boże. Moje serce jest dobre, jak serce wrednego sąsiada, serce księdza z Koziej Wólki, a nawet tych, którzy najmocniej ranią. Ranią, bo zapomnieli, że mogą kochać. Bo nikt ich tego nie nauczył. Bo ktoś wmówił, że nie warto. Bo woleli stać się, mówiąc kolokwialnie, skurwysynami, niż spojrzeć na człowieka z dobrocią.

Tam skarb twój, gdzie i serce twoje

Moje serce powraca do mojego dzieciństwa. Do nieżyjącej już sąsiadki, której wyjadałam truskawki w ogródku. Do wszystkich wycieczek pieszych i rowerowych nad morze - w końcu to tylko 4 kilometry. Powraca do czasów młodzieńczych. Do pierwszego doświadczenia miłości - zarówno Bożej jak i ludzkiej. Do wszystkich decyzji życiowych - tak mocno odbijających ślady w późniejszym życiu.

Moje serce jest przy przyjaciołach - dzięki którym nie tylko prowadzę tego bloga (bo mam do kogo pisać), ale przede wszystkim, dzięki którym żyję, wierzę, kocham i uczę się przyjmować miłość.

I zadaję sobie jedno, kluczowe pytanie, które chcę sobie zadawać kilka razy każdego dnia: czy w tym momencie jest coś, za co mogłabym umrzeć? 

A czy jeśli odpowiedź będzie negatywna... Czy nie jest tak, że ja naprawdę teraz nie żyję?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz