sobota, 1 listopada 2014

święci

Dzisiaj uroczystość Wszystkich Świętych. W Kościele świętuje się wszystkich - i tych, którzy zostali wyniesieni na ołtarze, i tych, o których wiemy - wierzymy - tylko my sami... Ufam, że jest to też i moje święto - w końcu staram się iść za Chrystusem, w drodze upadam i powstaję, idę dalej... i tak ciągle. 

Wiemy, słyszymy, znamy, nic nowego...

Dzisiaj chciałabym pochylić się nad sylwetkami świętych z mojego podwórka. Z niektórymi spotkałam się tylko raz w życiu, innych widywałam na co dzień. Dlaczego wybrałam właśnie ich? Nie do końca to rozumiem... Mieli jakiś wpływ na moje życie, to pewne. Ich obecność stała się - w jakimś stopniu - dla mnie ważna, też pewne... Może po prostu - byli sobą, kimś cudownym sobą. Choć może nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, że mieli na mnie i moje życie taki wpływ.

Siostra Elżbieta chorowała na raka przez kilka lat. Przez ostatnie miesiące rzadko wychodziła z pokoju. Rak kości, który zżerał Ją od środka, bardzo mocno wyniszczał Jej organizm. Mimo tego codziennie zjawiała się w kaplicy, by od 12:00 mówić o wszystkim Jezusowi. 
- Siostra zawsze jest taka radosna - powiedziałam na początku naszej znajomości, gdy jeszcze nie wiedziałam, że choruje.
- Bo cierpię.
Kilka dni później opowiadała mi o swoich samotnych podróżach autostopowych. Kiedyś zresztą, czekając na autobus do centrum Poznania, gdy jechałam do dentysty, spotkałam Ją na przystanku... Czarny habit, jak zwykle, bardzo mocno odznaczał się wśród szarości. 
- Agatka, gdzie ty jedziesz? - spojrzała na mnie ze znamienną dla Siebie czułością w oczach.
- Do dentysty.
- Aaaa... pewnie będzie ciebie boleć. Ale nie martw się.
- Dam radę, Siostro, dam radę.
Zdążyła mi jeszcze wówczas powiedzieć, że wraca od brata, który mieszkał kilkadziesiąt kilometrów od Poznania. Znowu autostopem...
- Agatka, ty się nie martw tak, Bóg naprawdę cię kocha. - powiedziała mi kiedyś, ni stąd ni zowąd, widząc mnie na korytarzu domu zakonnego. 
Miała rację. Kolejny raz miała wtedy rację.
Widziałam Jej walkę. Mimo że odeszła do Pana 27. sierpnia, wiem, że tę walkę wygrała. Do końca życia była wierna. 
A ja pewnie do końca życia nie zapomnę Jej spojrzenia. I słów: Bóg cię kocha, Bóg cię potrzebuje, gdy w dniu przyjęcia do postulatu przyszła do nas z chlebem. 
Obiecałam Jej wtedy, że postaram się być dobra jak ten chleb. W końcu moje imię oznacza dobra
Brakuje mi Jej, tak po ludzku. Choć jestem spokojna, wiedząc, że Ona już TAM jest. 

       Zdjęcie wzięte ze strony sióstr: www.mchr.pl 


Spotkałam ich na polu Woodstockowym. Stali z boku, jak gdyby przyglądając się temu, co się wokół nich dzieje. - Paweł, podejdziemy do nich? - zapytałam stojącego obok mnie jezuitę.
Para typowych punków.
W sumie, wśród tych ludzi, nie wyróżniali się niczym szczególnym. Niewiele też o sobie mówili. Według mnie mieli jednak to coś, co wyróżniało ich od innych. Byli w sobie zakochani - to pewne, poznałam po oczach. Ale tkwiło w nich jeszcze widoczne pragnienie... Pragnienie, by słuchać i przyjmować Boga. 
Nie umiem nawet tego opisać.
- Czy nikt was nigdy nie wytykał palcami dlatego, że jesteście inni? - chciał zagadać Paweł - To odważne w tym świecie tak się ubrać.
- Tylko babcia...
Przeczytałam im wtedy ósmy rozdział Listu do Rzymian. Któż może odłączyć od miłości Chrystusowej? Ani nawet wkurzona babcia... NIKT! Spojrzałam w oczy dziewczynie, zauważyłam łzę. 
Może nawet nie chodzili do kościoła. Może byli wytatuowani. Może używali wulgaryzmów co drugie słowo (a w naszej obecności się hamowali). 
Ale widziałam to pragnienie. 
Nauczyli mnie, by nie oceniać ludzi po wyglądzie. W sumie zawsze starałam się tego nie robić, ale wówczas jeszcze mocniej mnie to... zabolało? Nauczyli mnie też, jak można być normalnym... Serio. Jak można być normalnym, jak można nie udawać kogoś, kim się nie jest. Jak być sobą i mieć pasję życia. Niekoniecznie szewską.

Dziadek Zygmunt ma 87 lat. Właściwie nie jest moim dziadkiem. Moja siostra wynajmowała od Niego kiedyś mieszkanie. A potem jakoś wyszło, że Dziadek stał się częścią mojej rodziny.
- Agatka, kiedy przyjedziesz na to piwo? - usłyszałam tydzień temu głos Dziadka w swoim telefonie komórkowym.
Ostatnio miałam mniej czasu, by móc Go odwiedzić. 
Pojechałam w czwartek.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyjechałaś.
Widziałam. Od razu odgrzewał w mikrofalówce obiad. Postawił na stole piwo. Włączył telewizję, by obejrzeć ze mną 1z10 - 'jak za starych dobrych czasów' (czyli wtedy, gdy wracałam podczas studiów z Krakowa do domu). Opowiadał, co się działo. I mimo że opowiadał mi to już enty raz, widziałam Jego radość, że może ze mną porozmawiać. 
Wystarczy, że byłam. Nieważne, że zasypiałam zmęczona na fotelu, a piwo dodatkowo wzmagało moje poczucie snu. To nieistotne. Byłam, po prostu. 

I mogłabym tak wymieniać, i wymieniać... Notka mogłaby się nie skończyć. 

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani DZIEĆMI Bożymi. I rzeczywiście nimi jesteśmy! (1 J 3, 1)

Powiem wam więc jeszcze o jednej świętej... nieidealnej świętej... dążącej do świętości...

Widzę ją codziennie kilka razy, gdy spoglądam w lustro. W wyglądzie nie ma chyba cech szczególnych - może oprócz tego, że często mruży oczy, widząc gorzej na jedno oko. Ma również skoliozę i kifozę, co przez lata stanowiło element wyzwisk innych dzieci, ale dziś nie stanowi to już raczej dla niej większego problemu. 
Wiele razy uciekała, choć - z zewnątrz - wyglądała na bardzo porządną i poukładaną dziewczynę. Nauczyciele tak mówili....
Uciekała przed miłością, choć chciała kochać. Uciekała przed strachem... i żyła w lęku. 
Ma chore na miłość serce. Kocha, choć ludzie niejednokrotnie ją zawiedli. Chce kochać. A to pragnienie wzrasta. Cholernie mocno wierzy, że może kochać innych miłością (nie)doskonałą. 
Pięć lat temu, w dniu ojca, ktoś powiedział jej, że Bóg się o nią stara, że kocha, że chce dla niej dobrze. Życie religijne zmieniło się o 180 stopni. 
Dziś to nie religia i sztywne schematy, nie modlitwa na klęczkach i strach przed Bogiem, nie ucieczka przed złem, ale... relacja. 
Stara się ją utrzymywać, choć czasem wkrada się w jej serce pokusa, by odejść. Nie umie jednak, gdyż pragnienie Nieśmiertelności jest od tej pokusy silniejsze. 
Nie wiem, kim ona jest. Dopiero ją poznaję. 
Ale wiem, że może być święta, gdyż każdy, kto pokłada w Nim - w Bogu - nadzieję, staje się święty, bo On jest święty! (zob. 1 J 3, 3).
Ma 21 lat, obecnie mieszka w Gdańsku. Teraz pisze tę notkę. 
Co będzie jutro? Nie wie. 
Ale wie, że ciężko pisze się o sobie w III osobie liczy pojedynczej :) Prawie jak do protokołu.


Ach, szkoda, że nie chciało mu się żyć. Mówił, że to już nie jego świat. Ale chyba na każdym świecie da się jakoś żyć, prawda, proszę pani? Wiesław Myśliwski "Widnokrąg"

Oby nie było to tylko 'jakoś'...
Oby...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz