niedziela, 23 listopada 2014

testament

- Agatka, Bóg cię kocha! - te słowa ciągle wybrzmiewają mi w uszach, kiedy pomyślę o testamencie pozostawionym mi przez s. Elżbietę.
Nie przepisała mi mieszkania - sama przecież mieszkała w niewielkim pokoju w domu głównym swojego zgromadzenia. Nie przelała na konto pieniądze. W dniu imienin podarowała mi obrazek Jasnogórskiej Madonny - trójwymiarowy - z dedykacją: dla Agatki miłej. A kiedyś, siedząc obok mnie w kaplicy, wcisnęła mi do brewiarza karteczkę - pamiątkę obchodzenia pięćdziesięciolecia ślubów zakonnych. Również wizerunek Matki Bożej z Częstochowy.
- Agatka, nigdy nie zapomnij o tym, że Bóg cię kocha!

Widziałam, jak nikła w oczach, a mimo tego przychodziła do kaplicy, by porozmawiać z Tym, któremu do końca ufała. Jak zmagała się z chorobą, a przy tym wszystkim nie traciła specyficznego poczucia humoru.

- Agatka, chodź tu, mam coś dla ciebie! - krzyknęła ze swojego pokoju. - Chodź szybko!
Podeszłam do Niej. Uśmiechnięta jak zwykle. Błysk w oku. Otwarte ramiona. Schyliła się za siebie. Podniosła coś z ziemi.
- A teraz bierz te śmieci i idź je wyrzucić, bo mi się już nie chce teraz wychodzić.
Uśmiechnęłam się. Nie było cukierków karmelowych, którymi tak często zwykła karmić spragnioną słodyczy młodą dziewczynę.

Kiedy Chrystus króluje, nie sposób nie wspomnieć mi dzisiaj s. Elżbiety - Jego misjonarki. Miała na moje życie ogromny wpływ, nie ukrywam. Tęsknię za Nią, tak po ludzku. Chodź wiem, że u Niego jest Jej lepiej. Tak mocno za Nim tęskniła.

- Niech mnie pani weźmie na ręce! Bo mama patrzy... - powiedziała mi w Katowicach, gdy byłam u misjonarek miłości, mała dziewczynka spragniona miłości.
Wcześniej bawiłam się z dziećmi, wchodząc z nimi pod stoły, biorąc je w ramiona i śpiewając z nimi śmieszne, dziecięce piosenki. Mówiłam normalnym tembrem głosu, nadmiernie nie zdrabniając (czego staram się w ogóle nie robić, przecież dzieci to nie półgłówki, rozumieją jak się z nimi nawet poważnie rozmawia).
- Pani jest taka piękna... bo ma pani taki ładny uśmiech - powiedziało inne dziecko.
- Jezus mnie kocha. - powiedział inny chłopiec. - Skąd wiesz? - zapytałam, patrząc mu w oczy. - Bo tatuś mi to powiedział, ale tatuś też jest już u Pana Jezusa, wie pani?

Czasami ciężko jest mi się nie wzruszyć, szczególnie, że moje serce jest miękkie jak gąbka. Niektórzy mówią, że 'gdy serce miękkie, ważne, aby dupa była twarda'. Ale czy tak jest naprawdę?

Dzisiaj Uroczystość Chrystusa Króla. I mogłabym wkleić tutaj taki obrazek
i na tym obrazku poprzestać.

Moje serce mówi mi jednak coś innego...

Chrystus, którego doświadczyłam, nie ma złotej korony na głowie. Nie posiada złota ani srebra, ani szaty z purpury.

Jest to Chrystus cichy i ukryty, a nie otaczający się szlachetnymi kamieniami.

To Chrystus ukryty w małej Hostii. Chrystus, który z krzyża szepce: to wszystko dla ciebie.

Który pochyla się nie tylko nad Apostołami, nie tylko wybranymi... Ale także skrzywionymi, trędowatymi, schorowanymi, skopanymi przez życie.

Mój Chrystus bardziej przypomina ten wizerunek.

W moim życiu wiele musiano mi przebaczyć, abym spojrzała inaczej na drugiego człowieka. Niejednokrotnie sytuacja życia uczyła mnie pokory. To, kiedy nie mogłam pojechać na wycieczkę szkolną - bo Mama nie miała wystarczającej ilości pieniędzy. Kiedy musiałam poprosić ojca duchowego o pomoc, gdyż zabrakło mi na opłatę stancji. Kiedy ktoś powiedział mi: jesteś egoistką. A ja, po chwili zastanowienia, nie mogłam się z nim nie zgodzić.

Nie ma żadnej zasługi w tym, że zrobię coś dobrego. Żadnej zasługi.

Bycie dobrym to powinność. Świętość to obowiązek.

Jestem dobra, bo jestem człowiekiem. Przebaczam, bo i mnie przebaczono. Daję, bo nie mam niczego, czego bym wcześniej nie otrzymała.

Wiele piszę o Bogu. Czy to na tym blogu, czy do konkretnych ludzi. Moja wiara, przepełniona emocjami i uczuciami, wzlotami i upadkami, zmienia się i ewoluuje. I chyba dobrze, najgorszy byłby regres, najciężej byłoby powiedzieć: już wszystko wiem albo niczego już nie oczekuję

Wiem, że moje notki są bardzo długie. Niektórych może to drażnić. Inni mogą nie doczytać do końca. 

Ale to jestem JA. Agata Krukowska, której jednym z największych problemów jest niemożność szybkiego skończenia tego, co rozpoczęła. 

To, co mam, daję.

Chyba nie posiadam innego talentu jak pisanie. A na pewno nic nie zajmuje mnie jak tworzenie zdań z pojedynczych słów.

Chrystus Król? A jakże! 

W Tobie, we mnie, w bezdomnym, we wrednej nauczycielce... 

"Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata 
i wyciągasz do niego ręce, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, 
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom", 
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,

Zawsze wtedy, 
jest Boże Narodzenie."

bł. Matka Teresa z Kalkuty

Czy pozwolisz Mu się narodzić?

Oglądałam kiedyś film o jakimś czeskim księdzu. Nie pamiętam tytułu, ani nawet, o co w nim chodziło. Pamiętam tylko moment końcowy, mocno wyrył mi się we wspomnieniach. 
Kapłan ten klęczał i modlił się: czy gdy przyjdziesz, ludzie rozpoznają w Tobie Boga?
I usłyszał odpowiedź, z ust modlącego się za nim jakiegoś mężczyzny:
czy Bóg, kiedy przyjdzie, znajdzie jakiegokolwiek człowieka?

Czy znajdzie w tłumie choćby jednego człowieka? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz