czwartek, 29 stycznia 2015

światło, tak bardzo

Ostatnio mocno brzmią mi w uszach słowa - świętego już - Jana Pawła II wypowiedziane w 1983 r. na Jasnej Górze: Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Dzisiaj pomyślałam sobie, że to wcale nie chodzi o perfekcjonizm, pracoholizm czy inny 'izm'. Nie. Ale o coś trochę innego...

Niedawno pewna osoba zapytała mnie, czy mogłabym ją odwiedzić.Powiedziałam: tak, ale... I tu weszło - praca, studia, egzaminy, zmęczenie, przeziębienie... Codziennie znalazła się kolejna wymówka. A zwyczajnie mi się nie chciało. Nie chciało mi się rozmawiać z 88 letnim Dziadkiem, nie chciało mi się słuchać po raz kolejny tego samego. Prawdą jest, że pracuję i studiuję równocześnie, ale prawdą jest również to, że jeśli chcę, znajduję czas na wszystko. Na WSZYSTKO. 

Wczoraj przyjechałam do Dziadka. Widziałam Jego radość z tego powodu, że mógł mi ugotować pierogi z "Lidla" (chyba, z "Biedronki" wyglądają nieco inaczej). Jak bardzo cieszył się, że spędziłam z nim te kilka godzin. Zrozumiałam też, jak bardzo mi na Nim zależy i ile Mu zawdzięczam - mimo że nie jest moim 'biologicznym' Dziadkiem...


Wymagajcie od siebie... 

Kiedy moje relacje z najbliższymi kuleją. Kiedy nie chce się wstać z łóżka do pracy. Kiedy studia najchętniej rzuciłoby się w cholerę - bo po co uczyć się teorii pedagogicznej, którą - jak powiedziała Lidka - można sobie w buty włożyć. Kiedy żyć się nie chce, a jeszcze 'wypada się' uśmiechać i robić dobrą minę do złej gry...? 

Nie powiem, że mi się udaje - ci, którzy znają mnie również spoza wirtualnego świata, doskonale o tym wiedzą. Jestem dość wybuchową, powiedziałabym nawet - melancholijną i niecierpliwą osobą. Jednak, wierzę, Pan Bóg - znowu o Nim... - kocha mnie taką, jaką jestem.

I to, szczególnie ostatnio, nie jest sloganem.

Tylko wiara w to, że Bóg mnie wspiera, pozwala mi nie rzucić moich studiów. I to całkiem poważnie. 
Gdyby nie ludzie, których postawił mi na mojej drodze, dawno bym to zrobiła. Gdyby nie ci, którzy mówią dasz radę czy są drugie terminy. Którzy pomagają mi ogarnąć angielski czy wspierają na egzaminie - czy to modlitwą, czy... podpowiedziami (wiem, wiem, to niegrzeczne tak ściągać...). 

Nie wiem, czy studiowanie pedagogiki wczesnej edukacji to 'moja droga'. 
Nie wiem, czy Pan Bóg chce, abym zajmowała się dziećmi. 
Nie wiem nawet - może przez zmęczenie - czy cieszy mnie to, co robię.

Ale jedno mnie cieszy: to, że Pan Bóg jest mimo tego, że ja ZWYCZAJNIE NIE WIEM.


Jezus mówił ludowi: Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. I mówił im: Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma. (Mk 4, 21-25)

Ten fragment towarzyszył mi zarówno podczas Przystanku Jezus, ale i w trakcie pobytu na Europejskim Spotkaniu Młodych w Pradze. 

I doskonale mówi mi, kim POWINNAM BYĆ JA! Światłem, które stawia się na wierzchu, solą ziemi... JA. 

Czy może się coś ukryć? Pewnie tak. 
Czy warto?

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje 'Westerplatte'. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych. - św. Jan Paweł II




2 komentarze:

  1. Uwielbiam tę wypowiedź Jana Pawła II - ostatnią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słowa JP II o wymaganiach bardzo często powtarzała mi moja mama, szczególnie gdy byłam jakimiś sprawami zasmucona, rozczarowana, zalamana. Słowami o tym, że każdy z nas ma swoje 'Westerplatte' zakończyłam pracę magisterską na polonistyce na temat zobowiązań w poematach i poezji Wojtyły. Wiedziałam, co wybieram. Często tylko dzięki tym słowom 'daje się żyć', tj. walczyć, wciąż na nowo, bo 'życie to nieustanna walka'. Ale to długa, bardzo nawet długa historia... :) Historia walki :) Przynajmniej w moim 'przypadku'... ;) Niestety, gdyby nie świadectwo wiary i życia moich własnych rodziców, i przyjaciół :), i obecność zapraszanego wciąż na nowo Ducha Świętego :), i ponawiana głęboka refleksja :), nie wiem, czy żyłabym w dalszym ciągu... ;)

    OdpowiedzUsuń