środa, 13 sierpnia 2014

post-Woodstock

- Pietrek jestem - przedstawił się młody, wytatuowany, niemal bezzębny mężczyzna. - Jestem Pietrek z Ukrainy.
To pierwsza osoba, która podeszła do nas - ewangelizujących na Polu Woodstokowym. Papieros między dwoma palcami, w drugiej dłoni puszka piwa - można byłoby powiedzieć, że jakoś szczególnie nie wyróżniał się w tłumie...
Chwilę później za Pietrkiem, w naszym kierunku, ruszyło jeszcze dwóch mężczyzn. Jeśli spojrzałabym na nich 2-3 lata temu, powiedziałabym: typowi menele. Przyznali, że stali się bezdomnymi, jeden z nich zapytał nawet, czy ktoś mógłby go nakarmić, bo od kilku dni nic nie jadł. Uderzyła mnie szczerość do bólu, otwartość i...
Zapytaliśmy Piotra, czy moglibyśmy się za niego pomodlić. Zaczął płakać: jasne, pomódlcie się też za moją chorą córeczkę, jest teraz na Ukrainie, ma ADHD i jeszcze kilka innych chorób... To nie był zwykły płacz "brudasa" w stanie upojenia alkoholowego, przypomniał mi raczej o ogromnej wierze Jaira w uleczenie umierającego dziecka! Nigdy nie zapomnę oczu Piotrka - przepełnionych nadzieją i pragnieniem, a także ufnością, że dla Pana Boga wszystko jest możliwe. Pomodliliśmy się wstawienniczo za niego i jego rodzinę.
- Pietrek, zechcesz się z nami pomodlić również za tego pana? - zapytałam, wskazując na jednego z meneli.
Nie było nawet momentu zawahania! I chociaż żaden z nich nie potrafił dobrze wypowiedzieć Modlitwy Pańskiej, doświadczyłam, że o nic (O NIC!) nie muszą się już bać, przecież jest NASZYM Ojcem!
- Za Gienka też się pomódlmy! - oczy Pietrka, przepełnione radością spotkania z Żywym, skierowały swój wzrok na trzeciego z mężczyzn. - Aby mu się dobrze powodziło.

Ojcze nasz, któryś jest w Niebie... Zaczęliśmy... Święć się Imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja... chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj... jako i my odpuszczamy... Amen!

 Gdy spoglądałam im w oczy, zrozumiałam wreszcie, po co i dla Kogo jestem. Był to dla mnie moment wielkiej próby, ogromnego zetknięcia nie tylko z ludzką biedą, ale przede wszystkim ze wspaniałą miłością Tego, który połączył nas w JEDNO. Diakona Pawła, kleryka Janka, Pietrka, Gienka i jego (anonimowego) kolegę, no i mnie, chwilę wcześniej niepewną i wystraszoną.

Zrozumiałam wreszcie prawdziwość błogosławieństw... Szczęśliwi to ci, którzy chodzą smutni... gdy JA przyjdę ich pocieszyć. Żyją w radości ci, którzy są głodni, bo JA mam ich nakarmić... Tak! Szczególnie uwierzyłam w to kilka dni później, podczas spowiedzi - przebaczono mi tak wiele... dlaczego miałabym nie rozdawać tego samego? Za darmo...

- Masz piękne oczy, takie dobre - powiedziałam dwudziestokilkuletniemu chłopakowi, który podszedł do nas razem ze swoim nieco starszym kolegą.
Naprawdę mi się podobały. Mocno brązowe, szczere i radosne, choć trochę przytłumione wcześniej wypitym alkoholem.
- Serio? Ej, słuchaj, ona mówi, że mam piękne oczy! Zobacz, serio? - patrzył na kompana, jak gdyby nie wierząc w to, co powiedziałam. - A jakie on ma? - zapytał, kierując palcem w stronę kolegi. - Jego też ci się podobają?
- Też, ale - mówiąc szczerze - twoje bardziej.
Zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Trochę o rodzinie i znajomych, o relacjach z rodzicami, o tym, co robimy na co dzień. Niby zwykła rozmowa... Niby...
- Dobra, my spadamy, a wy dalej się bawcie! - powiedział ten starszy.
- Ale muszę cię jeszcze, Agata, przytulić. Nikt mi wcześniej nie powiedział żadnego dobrego słowa. Mogę cię pocałować? - zapytał. - Tylko w policzek...
- Jak w policzek - zaśmiałam się - to nie tylko możesz, ale musisz!
Widziałam, jak mocno zmieniła go prawda, którą usłyszał. Masz dobre oczy = możesz czynić dobre rzeczy! Być może dalej nie chciał w to wierzyć, ale to przytulenie, ten pocałunek... wszystko zdradzało, że coś dobrego wydarzyło się w jego życiu.
Dla takich chwil cieszę się, że często jestem niepoprawna i nieszablonowa. Cieszę się, że Pan Bóg stworzył mnie sangwinikiem, że - pomimo licznych zranień - mam odwagę, a przede wszystkim ochotę, by móc przytulić tych, których nikt wcześniej nie tulił, że dostrzegam to coś w oczach Drugiego. Nie ma nic piękniejszego niż spontaniczna modlitwa wdzięczności, nic cudowniejszego od szczerego uśmiechu, a nawet pocałunku, który... który mówił więcej niż dziesięciominutowa rozmowa o poglądach religijnych!

Jeśli nie staniecie się jak dzieci...  Pietrek i jego koledzy nie znali nawet dobrze Ojcze nasz. Chłopak od pięknych oczu cieszył się jak pięciolatek, który dostał od ojca nowy model samochodziku. Jak mocno nauczyli mnie pokory!

Kiedyś myślałam, że Pan Bóg może przyjść do mnie tylko wtedy, gdy będę grzeczna i ułożona, a moja pamięć stanie się przesiąknięta cytatami z Pisma świętego i wiedzą dogmatyczną o Bogu i Kościele. Na Woodstocku, w dwudziestym pierwszym roku życia zrozumiałam wreszcie, że to NIE JA, nie własna siła, nawet nie to, co powiem i w jaki sposób wymodeluję głos mogą przemienić ludzkie życie, ale łaska Boża, która często posługuje się "przypadkami". Wiele razy rozmowa zaczęła się od zwykłego "przybicia piątki", innym razem rozwinęła się po stekach przekleństw i wyzwisk (a skończyła na modlitwie i błogosławieństwie), jeszcze innym razem usłyszeliśmy "my po obrazek DLA BABCI".

Pan Bóg pokazał mi, że dla Niego nie ma ograniczeń czasowych czy ekonomicznych. Nie jest tylko MOIM Ojcem, dlatego nie mam prawa zamykać Go w sztucznych schematach. Przychodzi... tak do starego, jak i młodego, do bogatego i menela. Proponuje: jeśli chcesz, chodź za Mną...

Chodź i zobacz...Pan ucztę NAM przygotował.

Ojcze NASZ... niech się święci Twoje Imię!

Amen.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz